niedziela, 28 grudnia 2008

24 grudnia, o godzinie 7 rano zadzwonił budzik. Włączyłam telefon. Przyszło dziewięć smsów. Jedne nich zaczynał się od słów "Zdrowych..." lub "Wesołych...". Niektóre, zasłyszane i widziane wiele razy już, stare ale jare rymowanki przyprawiają moją twarz o żałosny grymas. Tylko nie wiem czy bardziej żałosna była moja twarz czy nadawcy tych wiadomości. Przebrnęłam przez skrzynkę odbiorczą w poszukiwaniu jedynego, normalnego, zdrowego smsa niczym rumuński pies szukający kiełbasy z dowcipu opowiedzianego mi przez Izę (dość, że był niesmaczny, to jeszcze nie śmieszny). I nic. Nic nie znalazłam. Zrobiłam kawę, włączyłam komputer, następnie program pocztowy i co?! Kilkadziesiąt emaili od życzliwych i jakże świątecznych botów. Znów rymowanki, znów życzenia i 'przezabawne' obrazki. Odnalazłam maila na którego czekałam, przeczytałam, odpisałam (dodam, że na końcu było dodane "Wesołych", ale to nie ujmuje świetności tego maila), nacisnęłam ctr+a i delete. Uff. Pomyślałam sobie, że dobrze, że nie korzystam już z gadugadu, a skype'a mają tylko najbliższe mi osoby, czyli procent życzeń gwałtownie spadnie.
Podziliłam się tymi spostrzeżeniami z moją lubą, która stwierdziła iż przecież powinnam się cieszyć, że mam tyle znajomych i życzliwych osób, które wysłały mi życzenia.

Tyle, że po co mi tacy znajomi, którzy nie wiedzą nawet, że nie jadam Wigilii, nie chodzę na pasterkę i nie świętuję narodzenia się Jezusa.

Od jakiegoś czasu, kiedy zaczęłam odżegnywać się od tradycji polskiej, na usłyszane słowa "Wigilia", "Śmingus dyngus", "Alleluja", "11 listopada" itp. przychodzi mi jedno skojarzenie : różnorodność. Gdzież ta polska różnorodność, kiedy nie odpowiadając na świąteczne smsy spotykam na ulicy obrażone 'koleżanki', bo nie było mnie stać na odpisanie. Gdzie szacunek do moich wartości?
Warto pamiętać, że wartością może być zarówno tradycja jak i jej brak.